Po wczorajszym lajtowym odpoczynku postanawiamy zobaczyć stolicę. W głowie utkwił nam widok pięknie oświetlonej katedry Le Seu w Palmie. Okazuje się, że z przystanku na bulwarze co ok 20min jeżdzą busy do stolicy. Wsiadamy w pierwszy lepszy. Tlumaczymy kierowcy, że chcemy do katedry, kierowca był miły - kazał usiąść blisko, żeby pokazać nam kiedy wysiąść.
Do Stolicy jest ponad 20km. Bus wygląda na zwykły autobus taki jak u nas w MZK. Jedziemy od zadupia do zadupia. W czasie jazdy w kierowcy budzi się hiszpański temperament. Kierowcza przyśpiesza i hamuje zero-jedynkowo. Omija połowę przystanków z niewiadomego podowu. Z za okna widzimy zdumionych turystów widzących jak autobus na który czekali nie zatrzymuje sie na ich przystanku... Jak już sie gdzieś zatrzyma, to nie przejmuje się że ktoś podchodzi parę sekund do autobusu, zamyka drzwi przed nosem, nie przejmusie. Zakazy i ograniczenia prędkości też go nie obowiązują. Na którymś z przystanków, gdzie było więcej turystów - połowę wpuszcza, a połowę wrzeszcząc i machając wyraziście rękoma wyrzuca z autobusu żeby za dużo nei weszło, bo tracimy czas... No cóż - południe...
Dojeżdżamy do katedry, kierowca uprzejmie pokazuje, żeby wysiąść. Idziemy zwiedzać. Średniowieczna część miasta jest otoczona murem. Katedra wydaje się być ogromna. W przewodniku czytamy, o ogromnych gotyckich rozetach i o zdobieniu wnętrza przez Gaudiego. Rzeczywieście, katedra zachwyca wielkością. W środku można focić bez przeszkód, nie ma ograniczeń co do ciszy, lamp błyskowych, ubioru - wiadomo - marketing. W końcu 70% PKB wyspy przynosi turystyka.
Potem szwędamy sie jeszcze po starym mieście, troche się zachwycamy architekturą, ale nie za mocno, w końcu coś podobnego już widzielismy we Francji na południu. Zwiedzamy jeszcze port jachtowy i na koniec idziemy na jedną z 16 plaż by odpocząć troche. Ja obracam piwko, Marta się opala. Mimo że jest 17, słońce wciąż opala. po 18 wracamy do Peguery. Postanawiamy na jutro wypożyczyć rowery i poszukać bardziej rdzennych miejsc na wyspie...