Na miejscu Czeka na nas zimny prowiant na kolację. Zmęczeni podróżą idziemy czym prędzej spać... Następnego dnia pieszo wybieramy sie na zwiad. Okazuje się, że 90% wybrzeża to klifi i skały. Gdzieniegdzie jakaś palża, przy niej od razu zestaw hoteli i itp infrastruktura. Wszystko nowoczesne, ani śladu rdzennej Majorki. Idąć wzdłuż wybrzeża co chwile napotykamy na zatako. Różne - Duże, małe, generalnie co chwila mijamy zaciszne miejsce z zatoką, gdzie można wejść do wody, opalać się nago. Grubi turyści nie zapuszczają się zbyt często w te okolice. Oni kursują jedynie między hotelem, plaża i ewentualnie jakimś obiektem typu GrillMeister.
Na jednej z zatok rozkładamy się, Marta leży na wzgórzu, ja schodzę po stromej ścieżce na dół aby się wykompać. Woda jest ciepła, czysta, dookoła skały, generalnie czysto... Popołudniu wyczajamy tani sklep w okolicy plaży, gdzie zaopatrujemy sie w Amstela i pyszne owoce. wieczorem odkrywamy jeszcze miejsce gdzie lokalesi robią zakupy...